Jacek Bartoszek jest doskonałym przykładem zawodnika, dla którego słynne hasło „never give up” („nigdy się nie poddawaj”) nie jest tylko pustym frazesem. Od dziecka interesował się motocyklami, ale na drodze w realizacji tej pasji stawało wiele przeszkód. W zeszłym roku był o krok od spełnienia swojego największego rajdowego marzenia – startu w Rajdzie Dakar, ale tuż przed nim uległ kontuzji, która uniemożliwiła mu podjęcie tego wyzwania. Czas na drugie podejście! Jacek właśnie szykuje się do startu w Dakarze 2021!
Jak zaczęła się Twoja przygoda z motocyklami?
Przygodę z motorami rozpocząłem dość szybko. W latach 80’ albo zbierałeś znaczki, albo gdzieś stała WSK i się do niej podkradałeś. To drugie było w moim przypadku. Później Tomek, mój brat, pożyczał mi MZ 250. Wszystko oczywiście bez prawa jazdy, więc jeździłem po polach.
To było w dzieciństwie, a co dalej? Przerwa?
Tak, pochłonęły mnie studia w prawnicze w Lublinie, budowanie własnej praktyki prawniczej w Warszawie. Przerwa ta trwała do mniej więcej 2005r., kiedy wróciłem do motocykla i był to trial motocyklowy. Przez kilka lat startowałem w Pucharze Polski, stając na podium w 2009r w Bytomiu. To były dobre czasy.
Potem przyszły trudniejsze chwile…
To prawda. W 2012 przeszedłem operacje serca, wstawiono mi sztuczną zastawkę i protezę aorty. Wiesz, człowiek w takich chwilach mocno się zmienia. Dostając drugą szansę postanowiłem odważnie spełniać marzenia motocyklowe. W 2014 rozpocząłem treningi na żużlu pod okiem świetnego trenera, pana Mariana Wardzały w Lublinie. Zawsze o tym marzyłem! Speedway pozostał bliski mojemu sercu do dziś, do tej pory mam motor żużlowy i jeśli mam czas to staram się wjechać na tor. Choć raz w roku!
Żużel to zupełnie inna dyscyplina. Jak to się stało, że wróciłeś trochę do korzeni?
Przyczynił się do tego Marek Dąbrowski, którego spotkałem w 2016 roku. To rozmowy z nim skłoniły mnie do udziału w rajdzie Warszawskie Safari.
To miłość od pierwszego startu?
Tak! Od razu pokochałem tę dyscyplinę! W następnym roku, 2017, wystartowałem w całym cyklu zawodów o Puchar Polski i zająłem drugie miejsce. Rok później, w 2018, zająłem trzecie miejsce.
Do tego dorzuciłeś starty w Afryce.
Dla nas wszystkich Dakar jest marzeniem, bądźmy jednak szczerzy. Prawnik po dwóch sezonach rywalizacji (śmiech)… Wystartowałem jednak w Merzouga Rally Dakar Series w Maroko, zajmując miejsce w połowie stawki. W następnym roku (2019) pojechałem kolejny Merzouga Rally, poprawiając miejsce o ok. 25 pozycji.
I to był ten impuls?
Tak, zrezygnowałem ze startów w Pucharze Polski na rzecz przygotowań do Rajdu Dakar 2020. Niestety po ostatnim treningu w Emiratach Arabskich w grudniu 2019 okazało się, ze mam kontuzję kolana. Na kilka dni przed wyjazdem do Arabii Saudyjskiej lekarz powiedział mi, że nie mogę wystartować. Możesz sobie wyobrazić co czułem…
I tak i nie, nigdy nie byłam o krok od startu, jednak nie raz o krok od realizacji marzeń. Ale oboje wiemy, że nie wolno się poddawać.
Oczywiście! Rok 2020 jest trudny, dla wielu z nas, postanowiłem go jednak wykorzystać. Przeszedłem rehabilitację. Wystartowałem w Pucharze Polski w Rajdach Baja i udało mi się go wygrać. Cały czas prowadzę walkę z własnymi słabościami i organizmem, by moje kolano pozwoliło mi na spełnienie marzeń.
Teraz wreszcie może się spełnić!
Przy ogromnym wsparciu Marka i Filipa Dąbrowskich przygotowuję się do startu w Rajdzie Dakar 2021. W zakresie sprzętu pomaga mi Emil Dąbrowski. W zakresie nauki nawigacji duże wsparcie dostaję od Jacka Czachora i Rafała Martona. Ci ludzie dają mi kopa i podpierają w trudnych momentach. Ale jest jedna osoba która jest moją największą motywacją i osobą, która daje mi najwięcej siły - moja córka Karolina, której chcę dedykować ten start.
AM
Fot. DUUST Rally Team