Aron Domżała i Maciej Marton sprawili wielką niespodziankę wygrywając pierwszy etap Rajdu Dakar w kategorii SSV. Mimo to polski duet nie zaliczy tego dnia do udanych. Zespół serwisowy będzie musiał bardzo się postarać, żeby uporać się z awarią elektroniki i przygotować samochód do startu w drugim etapie.
- To był prawdziwy rollercoaster emocji – mówił na mecie Aron Domżała. – Już rano mieliśmy spore problemy. Musieliśmy wymienić osiem uszkodzonych półosi, przez co spóźniliśmy się na start. Będzie się to wiązać z karą czasową, która odbierze nam pierwsze miejsce w „generalce”. To było więc słodko-gorzkie zwycięstwo – przyznał.
Po wyjeździe na odcinek specjalny, załoga synów od razu narzuciła mocne tempo. Jechali równo i bezbłędnie, a Maciej Marton świetnie prowadził swojego kierowcę przez piaski arabskiej pustyni. Dzięki tej współpracy zameldowali się na mecie z najlepszym czasem. Niestety tuż za linią mety znów zaczęły się problemy.
- Walczyliśmy z autem i wciąż walczymy żeby jutro wystartować. Mamy problemy z elektroniką i wciąż nie wiemy, czy będziemy mogli kontynuować rywalizację. Trzymajcie kciuki! – poprosił wszystkim kibiców młody kierowca.
Załoga ojców również nie uniknęła problemów. – Rano było dużo nerwów z problemami technicznymi w aucie Arona i Maćka. Na start wjechaliśmy sześć sekund przed spóźnieniem. Jechaliśmy bardzo spokojnie, ale trudny teren i tak wykończył nam dwie półośki. Jesteśmy z Maćkiem bardzo dumni z wyniku chłopaków – powiedział na mecie Rafał Marton.
W poniedziałek wszystkich uczestników Rajdu Dakar czeka 367km odcinka specjalnego, który ma stanowić ogromne wyzwanie nawigacyjne. Zawodnicy będą szukać trasy w labiryncie dróg i śladów, najwięcej pracy będą więc prawdopodobnie mieli Rafał i Maciej Marton.
Mat. pras. Domżała Team